Pewnie chciała uspokoić rodziców, powiedzieć, że za chwilę cała i zdrowa pojawi się w domu. Żeby się nie martwili. Niestety, nigdy już tam nie dotarła. Mimo pełnej pasji walki lekarzy o jej życie zgasła, nie odzyskując przytomności.
- Dziewczynka zmarła w niedzielę - informuje Agnieszka Osińska z Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie, gdzie w bardzo ciężkim stanie Paulina trafiła w piątek wieczorem. Jej koleżanka Sylwia dostała od losu drugie życie. - Jej życiu nic nie zagraża, przebywa na obserwacji na oddziale kardiologicznym.
>>> Lublin. Bohaterski nastolatek - reanimował po rażeniu piorunem
Nic nie zapowiadało tragedii. Było już po godzinie 20, gdy dziewczynki wracały od koleżanki mieszkającej w drugiej części peryferyjnej, zabudowanej domkami jednorodzinnymi dzielnicy Ponikwoda w Lublinie. Byłoby jeszcze jasno, gdyby nie ciężkie chmury, które pojawiły się nie wiadomo skąd. Dziewczynki przyspieszyły kroku, decydując się na powrót torami, którymi jeździ szynobus do Lubartowa. Dochodziły do przystanku Ponikwoda, gdy doszło do tragedii. Wyładowanie elektryczne ściągnęły zapewne tory kolejowe i telefon, który miała przy uchu dziewczynka. Siła błyskawicy była olbrzymia, obie padły bez przytomności na kolejowy nasyp. Sylwia ocknęła się po jakimś czasie, przerażona tym, co się stało zadzwoniła do kolegi, mamrocząc coś niezrozumiale. Chłopak na szczęście zachował trzeźwy umysł i wezwał pogotowie. Potem przybiegł na miejsce i próbował reanimować nieprzytomną Paulinkę, słuchając jednocześnie instrukcji dyspozytora pogotowia ratunkowego. Profesjonalnym ratownikom udało się przywrócić jej oddech. Niestety, pokiereszowany prądem i brakiem tlenu mózg nie chciał już podjąć pracy.
Życie Sylwii już nigdy nie będzie takie samo. Kiedy dowiedziała się o śmierci przyjaciółki, wpadła w rozpacz. - To ja dałam jej telefon - wyrzucała sobie z płaczem.