Wczesnym rankiem ubiegłego roku na trawniku pod jednym z bloków w Lublinie odnaleziono ciężko ranną dziewczynę. - Byłam na imprezie – zdołała jedynie wydusić. Z połamanymi żebrami, uszkodzoną nerką i wątrobą trafiła do szpitala. Tam powiedziała, że sprawcą jej obrażeń jest jej chłopak.
Para spotykała się od kilku lat, choć nie był to zgodny związek. Wieczorem w przeddzień tragicznych wydarzeń umówili się na piwo. Wypili kilka na świeżym powietrzu, po czym pojechali do mieszkania 26-latka. To wówczas, według Aleksandry, chłopak zaczął się do niej dobierać. Nie zważał na to, że źle się czuła. Ostatecznie oparła się ona jego amorom, z czym nie mógł się pogodzić. Gdy zbierała się do wyjścia, doszło do kłótni i szarpaniny. - Staliśmy przy otwartym oknie, uderzyłam go w klatkę piersiową. Jarosław złapał mnie za biodra i wyrzucił przez okno – zeznała śledczym.
Oskarżony się nie przyznaje i przedstawił inną wersję wydarzeń. - Wzięliśmy prysznic i poszliśmy do łóżka, uprawialiśmy seks. Ona wzięła jakieś proszki, zasnęliśmy. Kiedy obudziłem się o 5.49, jej już nie było – przekonywał.
O tym, kto mówi prawdę, zdecyduje sąd. Jarosławowi B. grozi 25 lat więzienia. Jego obrońca wniósł o przebadanie kobiety przez psychologa i psychiatrę.