Czy Andrzej R. najpierw zabił mał-żonkę, a potem postanowił popełnić samobójstwo? Wszystko na to wskazuje. Mężczyzna przyniósł do sklepu spożywczego, który prowadził, kilka butli z gazem. Podpalił je, kiedy zobaczył policyjny mundur...
Było kilka minut po 10. Eksplozja kompletnie zniszczyła sklep. Runęły ściany i strop. Z okien pomieszczenia buchnął ogień. Jakimś cudem desperat przeżył wybuch.
- Stał w środku i płonął żywcem. Był przytomny - opowiada jeden ze świadków zdarzenia.
Andrzej R. został przewieziony śmigłowcem do Wschodniego Centrum Leczenia Poparzeń w Łęcznej. Ma poparzone 80 proc. powierzchni ciała, także drogi oddechowe. Do szpitala trafili również dwaj poparzeni policjanci. Służby przez kilka godzin rozgarniały zgliszcza, aby za pomocą specjalistycznego sprzętu zneutralizować te gazowe butle, które nie wybuchły. Prokuratura wszczęła śledztwo.
- Wiążemy wtorkową eksplozję z ujawnieniem zwłok - mówi prokurator Beata Syk-Jankowska z Prokuratory Okręgowej w Lublinie. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że kobieta mogła zostać uduszona - dodaje.