Zgodnie z planem mała Zuzka miała się urodzić dzień później, i to w wągrowieckim szpitalu. Za nic miała jednak harmonogramy rodziców. I postanowiła zrobić swojej mamie wyjątkową niespodziankę.
- Cała ciąża przebiegała książkowo, więc nie spodziewałam się, że końcówka będzie tak emocjonująca i do tego tak szybka - śmieje się teraz pani Lucyna, choć tego dnia, gdy Zuzia przyszła na świat, do śmiechu wcale jej nie było.
- Robiłam w kuchni obiad dla męża - wspomina chwile porodu kobieta. Z garnków buchała para. Ziemniaki, mięso, warzywa były już gotowe, gdy nagle panią Lucynę zaczęły chwytać skurcze. - Starszego synka urodziłam przez cesarskie cięcie i nawet nie spodziewałam się, że poród naturalny może tak szybko przebiegać - dziwi się młoda mama i wspomina, że mąż po zjedzeniu obiadu tylko na chwilę wyszedł z kuchni. - Nagle przyszedł taki mocny skurcz, że usiadłam na kuchennym krzesełku i od razu poczułam, że główka córeczki jest już na zewnątrz - mówi pani Lucyna. Sekundę później Zuzia leżała już na brzuchu mamy. - A ja ciągle siedziałam na tym krześle - śmieje się kobieta. Do szpitala w Wągrowcu pani Lucyna pojechała już z córeczką karetką. Dziewczynka jest zdrowa, a pani Lucyna, gdy tylko spojrzy na kuchennne krzesło, od razu w oczach ma łzy wzruszenia.