Ludwik Dorn, który w Sejmie zasiada już czwartą kadencję, wie, że przyszedł już czas, by pomyśleć o przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Postanowił więc, że będzie kandydować z list PiS. Wczoraj podpisał nawet umowę w tej sprawie.
- Będę autonomicznym współpracownikiem PiS - ogłosił Dorn i dodał, że do partii nie wróci. W umowie chodzi o to, że Dorn będzie współdziałać z PiS w zamian za umieszczenie go na listach wyborczych. - Uznaliśmy, że należy wykorzystać wiedzę i doświadczenie Dorna. Tak, żeby głos PiS był jeszcze donośniejszy w krytykowaniu gnuśnego rządu - tłumaczył Mariusz Błaszczak (41 l.), szef klubu.
To dziwne wyjaśnienia, bo przecież nie kto inny jak Jarosław Kaczyński (61 l.) wyrzucił z partii Dorna za krytykę partii. Po rozstaniu obie strony nie szczędziły sobie złośliwości i wyzwisk. Doszło nawet do procesu, w wyniku którego Kaczyński musiał przepraszać Dorna za sugerowanie, że ten nie płaci alimentów na swoje dzieci.
Przeczytaj koniecznie: Sławomir Jastrzębowski: Joanna zamiast Kaczyńskiego? Czyli Dorn, podziękuj
Teraz jednak Dorn i PiS postanowili się pogodzić i udają, że wszystko jest w porządku. Tylko co pomyślą o tym wyborcy?