- Byłam akurat na cmentarzu razem z drugim synem, kiedy nagle rozdzwonił się jego telefon - mówi pani Ludwika. - Od razu, po minie syna, wiedziałam, że dzieje się coś złego. Syn nie powiedział mi jednak całej prawdy. Uspokajał tylko, że Tadek ma jakieś problemy z samolotem. Dopiero w drodze do domu matka kapitana Wrony dowiedziała się całej prawdy. - Wierzyłam w jego umiejętności - zapewnia pani Ludwika.
- Wiedziałam przecież jak on kocha latać. W końcu Tadeusz zadzwonił wieczorem i powiedział "mamuś, już wszystko dobrze". Odetchnęłam. Matka bohaterskiego pilota mieszka w gminie Wieprz na Żywiecczyźnie, skąd pochodzi zmarły ojciec Tadeusza Wrony.
- Tadek zaraził się lataniem od starszego brata, który składał modele samolotów - mówi pani Ludwika. - Chciał być lotnikiem od dziecka. Był najmniejszy z trójki moich synów i zawsze mówił, że dlatego musi robić w życiu coś wyjątkowego.
Mama kapitana Tadeusza Wrony zwiedziła z synem pół świata. - Fundował mi przeloty - podkreśla. - Byłam z nim w Ameryce, a nawet w Tajlandii. A z córką latałam szybowcem.