Takiego niesmaku, jak po tych Igrzyskach Olimpijskich, jeszcze nie miałem. I przyczyną nie jest słaby dorobek polskich zawodników, lecz pewne niesłychane i niespotykane do tej pory wypadki.
A mianowicie: bicie rekordów na pływalni i na sprinterskiej bieżni, rekordy wydawałoby się wyśrubowane do ludzkich granic, są przez niektórych zawodników poprawiane w sposób niesamowicie łatwy i lekki. Ludzie ci, a właściwie jakieś cyborgi, stworzone do bicia tych wyników, są jak zaprogramowane machiny. Szanowni państwo, po czym tak sądzę, ano po oczach. Na zbliżeniach widać, że ich wzrok jest jakiś, powiedziałbym, nieludzki.
Nie wiem, czy to jest sprawa uczciwego wysiłku podczas treningów czy stosowania jakichś niedozwolonych środków, ale dla mnie jest to coś nienormalnego. Coś, co pozostawia dla mnie wielki znak zapytania, czy sport w takiej postaci ma jeszcze sens.