Najgorzej jest w Boguszowicach, Gotartowicach i Ligocie. - Kilka dni temu byliśmy zmuszeni zerwać kontrakt z firmą wykonującą prace - przyznaje Andrzej Bartela, pełnomocnik prezydenta miasta. - Ten odcinek miał być wykonany w ubiegłym roku. Ile można czekać? - pyta urzędnik.
Okazuje się, że mieszkańcy tych dzielnic swoje nieczystości jeszcze przez długie miesiące będą musieli wywozić przy użyciu szambowozów. Trzeba bowiem ogłosić ponownie przetarg, a następnie wyłonić nową firmę. Urzędnicy przyznają, że przed nadejściem lata trudno będzie z tym zdążyć.
- Płaciliśmy firmie regularnie, dziwi nas ich postawa - mówi Andrzej Bartela. - Przecież powinno im zależeć, aby skończyć roboty na czas. A tu ciągłe opóźnienia. Nie mogliśmy na to przymykać oczu - przekonuje.
Szefowie polskiego przedstawicielstwa czeskiej firmy Tchas nie mają sobie nic do zarzucenia. - Pewnie zdążylibyśmy w terminie, ale władze miasta zmieniają ciągle warunki i nie da się wyrobić na czas - twierdzi prezes Bogdan Gąsior z firmy Tchas. - Kanalizacja jest już prawie gotowa, ale gorzej z przepompowniami. Właśnie przyszły nowe wytyczne. Urzędnicy zmienili wymagania, to teraz trzeba czekać na nową dostawę - dodaje prezes.
Robotnicy mają czas
Przedsiębiorstwo ma podpisaną oddzielną umowę na wykonanie kanalizacji w Orzepowicach i Zebrzydowicach. Kanalizacja miała być gotowa tu do końca października. Już wiadomo jednak, że termin nie zostanie dotrzymany i na zimę zostanie wszystko po staremu. Tym bardziej, że robotnikom specjalnie się nie śpieszy...
Na ul. Łącznej w Orzepowicach przy ciężarówce stoi dwóch robotników. Prowadzą żywiołową dyskusję. Nad ich głowami unosi się chmura papierosowego dymu. Kilka przecznic dalej koparce przygląda się inna grupa robotników. Jeden z nich podpiera się na łopacie.
- Pracujemy ponad osiem godzin dziennie, ale ziemia jest za mokra. Wszędzie glina. Stąd opóźnienia - bronią się robotnicy.
Woda zalewa ogród
Innego zdania są mieszkańcy. - Robią sobie z nas jaja. Obiecywali, że kanalizacja będzie jeszcze w tym roku, a zamiast pracować, robią sobie piknik - mówi oburzony Norbert Ficek (53 l.) z ul. Długiej. - A ja szambo znowu mam pełne - dodaje.
Niezadowolenia nie kryje także Bogdan Gołąb (43 l.), który mieszka po sąsiedzku.
- Zerwali asfalt, potem znów położyli, ale już tak, że po deszczu cała woda wlewa się na mój ogród. Zalewa nawet szambo - mówi rozgoryczony mężczyzna.
Na skanalizowanie całego miasta Rybnik zamierza przeznaczyć ponad 111 milionów euro. Większość z tej kwoty dała Unia Europejska. Kiedy szamba znikną z ogrodów, ciągle jednak nie wiadomo...