Wobec sondaży należy być jak najostrożniejszym. Nie jest wskazana ani nadmierna wobec nich ufność, ani też całkowite ich skreślanie.
Wokół ostatniego, nieco sensacyjnego sondażu, pokazującego znaczny spadek poparcia dla PiS, odtańczono już tradycyjny kontredans: opozycja zawyła z radości, pisowcy potępili i stwierdzili, że to bzdury, na które nie warto zwracać uwagi. Oczywiście obie strony wiedzą, jak jest naprawdę. Opozycja wie, że nawet jeśli zaczyna się rysować tendencja spadkowa dla partii władzy, to za mało, żeby dać wygraną Platformie i Nowoczesnej. Tendencja może się odwrócić, a warunkiem dobrego wyniku jest - to już chyba dla wszystkich jasne - jakaś forma trwałego sojuszu partii totalnej opozycji. PiS z kolei - a przynajmniej przytomniejsze osoby wewnątrz tego ugrupowania - rozumie, że problem jest, i to bardzo realny, a ostatni sondaż to najwyraźniejsze jak dotąd ostrzeżenie.
Pytanie brzmi: czy PiS jest w stanie otrząsnąć się z fatalnych, nabytych już podczas swoich rządów, nawyków i uciec do przodu? Zaryzykuję odpowiedź, że nie. Po pierwsze - dlatego, że siły działające wewnątrz partii autorskiej, pozbawionej merytorycznych mechanizmów nagradzania za osiągnięcia i karania za porażki są już nie do opanowania. Po drugie - bo im sytuacja staje się groźniejsza, tym silniejsze jest dążenie członków obozu władzy, nastawionych jedynie na profity, żeby nachapać się, póki się da. Po trzecie - bo PiS, realizując swój socjalistyczny program, nadeptuje coraz większej liczbie ludzi na odcisk. Przedsiębiorcy męczą się z jednolitym plikiem kontrolnym i drżą w obawie przed pomysłami na nowy Kodeks pracy, nieco zamożniejsi podatnicy próżno czekają podwyższenia kwoty wolnej dla wszystkich do 8 tysięcy, a za moment wszyscy dostaną po głowie nową opłatą paliwową i opłatami za wjazd do centrów miast. Po czwarte - bo PiS w arogancji bardzo szybko doścignął Platformę z drugiego okresu jej rządów i zdaje się, że nie jest to ich ostatnie słowo. Pokazało to twarde poparcie dla tezy Beaty Szydło, że "nagrody się należały", jakiego udzielił byłej premier Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów. Brnięcie w butę zostało uznane za, zdaje się, najlepszy sposób przezwyciężania problemów. A to się mści. Zawsze.