Dziewczynka leżała głodna, brudna, niekarmiona i nieprzewijana od wielu godzin. - Chodziłyśmy do tej Zosi, przebierałyśmy ją, bo pielęgniarki jej nie przewijały. Była ubrudzona swoimi odchodami po same pachy - mówi jedna z kobiet, której dziecko leży w łukowskim szpitalu. O dziecku zapomniał zarówno personel medyczny, jak i opiekunowie placówki wychowawczej. Zdaniem matek, które zainteresowały się losem Zosi, dziewczynka była traktowana gorzej, bo jest z domu dziecka.
- To jest dla mnie sytuacja niewyobrażalna. Nie może tak być. Nie ma rodziców, to musi się personel medyczny opiekować. Ba, przede wszystkim personel medyczny. Rodzice są od tego, żeby potrzymać dziecko za rączkę - komentuje sprawę dr Maciej Rawicz, zastępca dyrektora warszawskiego Szpitala Dla Dzieci.
Zosia nie mogła liczyć nawet na to. Jej matka ma ograniczone prawa rodzicielskie. Gdyby nie troskliwe matki innych, leczonych w łukowskim szpitalu dzieci, koszmar dziecka trwałby do dziś. - Tu nie trzeba być wykwalifikowaną pielęgniarką, powinny wystarczyć normalne ludzkie odczucia, empatia, współczucie - powiedziała w rozmowie z TVP1 psycholog, dr Aleksandra Piotrowska. Pielęgniarki tłumaczyły się, że miały pod opieką dużą liczbę dzieci. Jednak przy łózku każdego z małych pacjentów czuwał rodzic. O Zosi nie pamiętął nikt.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail