- Musiał jechać 150 km na godzinę - kręcili głowami policjanci, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia. Chwilę po nich pojawili się tam najbliżsi kierowcy oraz jego dziewczyna. Długo stała nieruchomo, patrząc na wrak auta i leżącego przy nim Marcina... Jakby nie rozumiała, co się stało, jakby nie mogła uwierzyć...
Mieli takie plany. Chcieli być razem na zawsze. W to straszne sobotnie popołudnie wszystko legło w gruzach. Marcin K. czuł się pewnie za kierownicą. Trasę z Łukowa do Siedlec pokonywał przecież wiele razy. Myślał wyłącznie o tym, co będą dziś robić z ukochaną. I coraz mocniej wciskał pedał gazu. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że wyprzedzał jeden samochód po drugim.
W końcu przesadził... Kiedy wychodził z ostrego zakrętu, nie opanował auta. Seat zjechał na lewą stronę jezdni. Kołami "złapał" pobocze. Samochód dosłownie wzbił się w powietrze i wyleciał z drogi. Z potworną siłą uderzył bokiem w drzewo. Marcin zginął na miejscu. Policjanci i strażacy, którzy przyjechali na miejsce, byli w szoku. Nie pamiętają tak zniszczonego po wypadku samochodu.