Moja ukochana druga połowa jest zasadnicza i postanowiła wszystko mi ładnie spisać co i jak, żebym broń Boże się nie zapomniał i nie zjadł czegoś, co ma więcej niż 3 kalorie. Spisała instrukcję, przypięła do drzwi lodówki, a potem spakowała się w dwie walizy i pojechała do mamusi. Trochę się zmartwiłem, że na weekend zostałem sam, ale na szczęście szybko pocieszył mnie szwagier. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że moja żona kochana zupełnie bez ostrzeżenia wpadła do domu!
No i wydało się, żeśmy ze szwagrem zaszaleli kulinarnie kapinkę - nie, żeby od razu jakaś smakowa orgia. Raczej porządny męski posiłek, wsparty paroma czteropakami.
Moja kochana wpadła w szał. Coś tam krzyczała o instrukcji, co mi ją zostawiła. Ja jednak zreflektowałem się szybko i słowami ministra Szczygło jej odpowiedziałem, że to wcale nie była instrukcja, tylko luźne uwagi, których premier nie podpisał, więc się nie liczą.