"Maks nachylił się do ucha kumpla, nie zważając na odór potu i brudnego ubrania.
- Pamiętasz, Karaluch, co mamy zrobić? - szepnął.
- Ta... Królewnę odstawić gdzieś do Śródmieścia, a dziwkę wyrzucić kilka ulic stąd. Maks, a co będzie, jak się ocknęły i zaczęły kumać, że coś jest nie tak?
- Trzeba było pomyśleć o tym, zanim mnie wyciągnąłeś na piwo - wysyczał ze złości Maks. - Idziemy.
Czujnie rozejrzeli się i ostrożnie zaczęli wspinać po jęczących schodach. Opuszczona kamienica, jakby w przeczuciu nadchodzącego kresu istnienia, wydawała zadziwiające odgłosy, które sprawiły, że Karaluch zaczął się bać. Szedł za Maksem i nerwowo oglądał się za siebie. Choć wiedział, że opuszczony budynek obwieszony tablicami informacyjnymi o niebezpieczeństwie zawalenia omijają nawet bezdomni, udzielił mu się niepokój Maksa.
Podeszli do drzwi na pierwszym piętrze i powoli je uchylili.
- O, kurwa! - wyszeptał Karaluch. - Gdzie lalunia?! - Rzucił się w stronę łóżka i zaczął potrząsać leżącym tam ciałem. - Obudź się, szmato, gdzie ona jest? - Uderzył na odlew, aż głowa dziewczyny z hukiem uderzyła o żelazną poręcz łóżka.
- Uspokój się, Karaluch, nie widzisz, że ona już jest sztywna? Za mocno ją naszprycowałeś.
- Co ty, Maks, przecież ty dałeś mi strzykawkę, ćpunka miała dostać nagrodę za te zdjęcia, nie było w umowie, że ją załatwimy!
Karaluch, który popełnił w życiu wiele niegodziwości, nigdy nie zabił. Owszem, lał razem z kumplami opornych handlarzy zapominających czasem o haraczu, potrafił nieźle przyłożyć kolejnym konkubinom, ale zabić?!".