Bycie członkiem "klubu Macierewicza" to lukratywna sprawa. Były szef SKW załatwiał swoim kolegom, znajomym i rodzinie posady w spółkach Skarbu Państwa.
Do raportu Ministerstwa Skarbu dotarła "Gazeta Wyborcza". Według dokumentu, protegowani Macierewicza trafili do firmy ochroniarskiej Naftor, a także do spółki OLPP, będąca wielkimi państwowymi magazynami paliwowymi.
Prezesem Naftoru został Piotr Woyciechowski, który w latach 90. był szefem wydziału studiów w gabinecie Macierewicza. Jego pensja: 18 tysięcy złotych miesięcznie. Zasiadał też w trzech radach nadzorczych. Z kolei stanowisko wiceprezesa (z pensją 15 tysięcy złotych) dostał bratanek Macierewicza - Tomasz.
Kiedy władzę przejęła koalicja PO-PSL, zostali odwołani. Minister Skarbu Aleksander Grad przez kilka tygodni szukał sposobu na zablokowanie ich wysokich odpraw. Nie udało się. Woyciechowski dostał 240 tysięcy, a Tomasz Macierewicz 160 tysięcy.
Według "GW", w spółce OLPP znalazło się jeszcze więcej "dobrych znajomych" Macierewicza. Prezesem został Arkadiusz Siwko, dyrektor gabinetu Macierewicza w latach 90. Pensja: 18 tysięcy złotych miesięcznie.
Informacją zbulwersowany jest nawet sam Wojciech Jasiński, minister skarbu w rzązie PiS. - Nie wiedziałem, że w tak niewielkiej spółce były tak wysokie stawki. Gdybym wiedział, zrobiłbym z tym porządek.
Na pytanie dziennikarzy "GW", czemu Jasiński obsadzał w spółkach ludzi Macierewicza, choć nie mieli w tych branżach żadnego doświadczenia, były minister odpowiedział: - Chcieliśmy ludzi, którym ufaliśmy.