Maciej S. (27 l.) przeżył, Martyna zginęła... - Ale mimo żalu i tragedii, jaką przeżywamy, wybaczyłam już ukochanemu mojej córki jej śmierć, bo wiem, że ona bardzo go kochała, a on tego nie chciał... - mówi zapłakana matka.
Przeczytaj koniecznie: Bydgoszcz: Niewidomy stał na czatach a głupi rabował
Rodzina dziewczyny nie rozumie, dlaczego skoro oni wybaczyli Maciejowi S., inni nie potrafią tego zrobić. Ich zdaniem był to po prostu nieszczęśliwy wypadek. - Wszyscy w naszym mieście skreślili już go, nazywają zabójcą, my się z tym nie zgadzamy. Maciej to dobry chłopak i nie spowodował wypadku specjalnie - dodaje Grzegorz Wiśniewski, ojciec Martyny. Było po 21.00 gdy wyjechali z Wągrowca na motorze. Obydwoje kochali tę maszynę i wielką frajdę sprawiały im przejażdżki na niej. Zdecydowali się wsiąść na motor, chociaż mężczyzna miał zabrane prawo jazdy za przekroczenie punktów karnych. Przejechali ledwie kilkanaście kilometrów, gdy doszło do tego dramatu.
Na pustą drogę, którą jechali, nagle wbiegła sarna. Parę wyrzuciło z motocykla, bo uderzenie było tak mocne, że sarnę dosłownie przecięło na pół. Martyna uderzyła głową w przydrożne drzewo, obrażenia były tak poważne, że niestety nie udało się jej uratować. Maciej S. przeżył. - Zaraz po wypadku Maciej do nas telefonował i płakał, że on już nie chce żyć, że to jego wina. Prosił o wybaczenie - zawiesza głos pani Mariola. I choć była to jedna z najtrudniejszych decyzji w jej życiu, ona i jej mąż wybaczyli chłopakowi. - Nawet gdyby miał prawo jazdy, ta sarna mogłaby mu wybiec - mówią zapłakani rodzice Martyny. Maciej S. dwa miesiące po tym wypadku został aresztowany przez sąd, ponieważ znów bez prawa jazdy jechał samochodem i miał na ulicach Wągrowca stłuczkę. Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym może usłyszeć wyrok nawet 8 lat więzienia.
Patrz też: Glinianka: Przypalali księdza żelazkiem