Madzia brodą do ramienia dociska kredkę, pochyla się nad kartką papieru i zaczyna pisać. Wykonuje kilka zwinnych ruchów, a na jej okrągłej buzi pojawia się uśmiech. - Mamo, patrz, wyszło mi - głową pokazuje mamie, pani Elżbiecie Tkaczyk (35 l.), literkę "a". Cieszy ją też różowy plecak, który dostała od rodziców. Mama zawiesza go Madzi na kikutkach wystających z ramion w miejscu, gdzie powinny być ręce. - Będę go sama nosić - mówi rozpromieniona dziewczynka, zapominając na chwilę o swym kalectwie. Wzrusza się, gdy ogląda podpisane jej imieniem kolorowe zeszyty, podręczniki oraz kredki, równiutko ułożone w piórniku w kształcie pszczoły.
Podobnie jak inne dzieci Madzia na rozpoczęcie roku rusza z mamą. Z tą różnicą, że jej rówieśnicy pójdą o własnych siłach, a ona zostanie zawieziona na specjalnym wózku. We wszystkich lekcjach uczestniczyć będzie mama, bo Madzia sama nie nadąży z przepisywaniem z tablicy. - Ona będzie mi dyktować, a ja pomogę szybko zapisać - tłumaczy pani Elżbieta. Jest szansa, że wkrótce Madzia będzie w szkole zupełnie samodzielna. Po naszych artykułach do rodziców dziewczynki odezwało się amerykańskie bractwo Shriners - organizacja charytatywna. Obiecała, że spróbują spełnić marzenie Madzi - wszczepić jej protezy rąk i nóg.
Dzielnej dziewczynce pomogliście i Wy, Drodzy Czytelnicy. Wpłaciliście na jej konto ponad 50 tys. zł.- Już nie wiem, jak dziękować za to, co dla nas robi "Super Express". Dzięki wam i waszym Czytelnikom mogę spokojniej patrzeć na przyszłość mojej córeczki i mniej martwić się o to, co będzie, gdy mnie zabraknie - ze łzami w oczach wyznaje mama dziewczynki.