Początkowe zeznania matki małej Madzi wskazywały, że dziewczynka została porwana z wózka podczas spaceru. Katarzyna W. twierdziła, że podczas spaceru czuła się niepewnie i intuicyjnie wyczuwała zagrożenie. Jednak jej zeznania detektywowi Krzysztofowi Rutkowskiemu wydawały się niespójne. Detektyw przyznał, że od początku podejrzewał, że matka Madzi jest zamieszana w porwanie.
"Przekazywałem informacje na temat Katarzyny na bieżąco policji. Po konferencji prasowej, która była w niedzielę stwierdziłem, że coś jest nie tak. Poinformowałem o tym policję już wtedy, ale nikt się do mnie nie zgłosił" - powiedział detektyw.
Rutkowski postanowił sprawdzić prawdomówność Katarzyny W. - podstawił świadków, którzy zeznali, aby nie widzieli, jak kobieta zostaje napadnięta, a jedynie co widzieli, to jak przewraca się na ziemię. Po tej informacji Katarzyna W. przestraszyła się i zgodziła na prywatną rozmowę z detektywem.
Właśnie podczas tej rozmowy wyznała, że mała Madzia upadła jej w mieszkaniu po kąpieli. Dziecko uderzyło głową w próg i zmarło. Przestraszona kobieta upozorowała więc porwanie i ukryła zwłoki Madzi. Katarzyna W. twierdzi, że ojciec dziecka o niczym nie wiedział.
Zobacz: Madzia nie żyje. Policja nie znalazła zwłok dziecka
"Matka dziecka przyznała mi, że była przestraszona. Mamy pewność, że ojciec dziecka był poza domem, kiedy to się stało. Jej pomysł na to, że została napadnięta został przez nas bardzo szybko obalony i gra operacyjna, którą zastosowaliśmy odegrała swoją rolę" - stwierdza Rutkowski w rozmowie z wiadomości.onet.pl