- Jak my będziemy bez niej żyć? Miała być naszą pociechą na stare lata, a teraz już jej nie ma... - rozpacza Jan Żydak (52 l.), ojciec dziewczynki. - Tam na boisku dotknąłem jej główki... Ciągle czuję jej ciepłą krew na dłoni - mówi załamany.
Madzia uwielbiała spędzać czas z koleżankami. Zwykle szły na plac obok dawnej szkoły. Dziewczynki bawiły się tam i urządzały wyścigi. Huśtały się też na metalowych bramkach do gry w piłkę nożną. Do tragedii doszło, kiedy jedna z bramek przechyliła się i runęła na Madzię. Ciężka konstrukcja roztrzaskała główkę dziecka.
Przeczytaj koniecznie: Siedlce: Dziaduś-bohater WYRWAŁ mnie z PASZCZY bestii
Rodzice Madzi szybko przybiegli na boisko. Na widok leżącej w kałuży krwi córeczki zamarli z przerażenia. I choć pogotowie szybko zawiozło ranną do szpitala, dziewczynka nie przeżyła.
Na wieść o śmierci ukochanej córki matka dziewczynki zamknęła się w domu. Zrozpaczony ojciec nie potrafił powstrzymać w żaden sposób płynących z oczu łez.
Tej tragedii można było uniknąć, gdyby bramki były zabezpieczone. - W jakiś sposób czuję się winny - mówi Tomasz Sielicki, wójt gminy Braniewo. - Nie sądziłem, że bramki stwarzają zagrożenie. Gwarantujemy rodzinie Madzi wszelką pomoc... - mówi wójt. Ale to życia dziewczynce nie wróci.