Bity i szantażowany przez oprawców mężczyzna na spłacenie należności dostał 10 dni. Był tak zdesperowany, że aby ratować swoje życie, postanowił napaść na bank.
Feralnego wieczoru Damian K. (25 l.), grając na automatach przegrał sporo pieniędzy. Był załamany. Wiedział, że z pustymi kieszeniami nie może pojawić się w domu. Wtedy z pomocą przyszli mu Piotr K. (26 l.), Stanisław G. (21 l.), i Robert K. (20 l.). Udawali przyjaciół, którzy do kumpla w potrzebie wyciągnęli pomocną dłoń i pożyczyli mu 3 tysiące. Damian K. szybko się jednak przekonał, że w ten sposób bezwzględni mężczyźni zastawili na niego sidła.
- Już po kilku dniach Piotr K., Stanisław G. oraz Robert K. upomnieli się o swoje pieniądze. Rzecz jasna z odsetkami. A te były na tyle duże, że suma zwiększyła się ponad dziesięciokrotnie - mówi kom. Krzysztof Piechaczek (38 l.), oficer policji w Rudzie Śląskiej.
Pozbawieni skrupułów "wierzyciele" jak najprawdziwsi mafiosi nie patyczkowali się z dłużnikiem. Szantażowali, że wywiozą go na cmentarz, pobili, a nawet grozili jego najbliższym. Wreszcie postawili ultimatum - Damian K. miał oddać im 40 tys. zł w ciągu 10 dni. Codziennie gangsterzy dbali o to, by nie zapomniał o zbliżającym się terminie oddania gotówki. Ich telefony z pogróżkami doprowadziły Damiana K. do takiego stanu, że sterroryzowany chorzowianin, by oddać pieniądze bandziorom, postanowił obrabować bank.
Około godz. 13 zdesperowany pojawił się w jednym z banków w Rudzie Śląskiej. Wyciągnął z kieszeni imitację pistoletu i zażądał pieniędzy od kasjerek. Spanikowane kobiety oddały wszystko, co miały w kasach, czyli kilka tys. zł. Ale gdy uciekł, zawiadomiły policję.
Pięć godzin po napadzie chorzowianin trafił na policję, a jego prześladowcy w rękach stróżów prawa znaleźli się następnego dnia. Za napad Damianowi K. grozi do 12 lat więzienia. Bezwzględni szantażyści mogą spędzić za kratami do 10 lat.