- Tego, co przeżyliśmy, nie da się opisać. Nie jestem w stanie za wiele powiedzieć. Jestem ciągle w szoku - wyznała w wywiadzie dla portalu plejada.pl. - Nad Warszawą krążyliśmy półtorej godziny. To był czas, który każdy wykorzystał inaczej: część płakała, inni rozmawiali, jeszcze inni milczeli. Ja przemyślałam całe swoje życie - relacjonuje.
Magda przyznaje, że była przygotowana na najgorsze, nawet na śmierć. - Kiedy wylądowaliśmy, stewardesy powtarzały jak mantrę: Lądowanie awaryjne, lądowanie awaryjne. Wiedzieliśmy, że musimy zostawić wszystko w samolocie i jak najszybciej wyjść. - opowiada. -
Ja słyszałam, że koła się nie wysunęły, z okna widziałam też płomień. Ubrałam się, wzięłam ze sobą tylko dokumenty i telefon. W torbie zostawiłam prawo jazdy na wypadek - dodaje ze łzami w oczach. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. - Nie mieliśmy okazji podziękować kapitanowi i załodze. Bardzo tego żałuję - mówi.