Choć w wielu stołecznych pojazdach zainstalowana jest klimatyzacja, to kierowcy w upały jej nie włączają. Autobusy nagrzewają się do granic możliwości. Sprawdziliśmy - podczas gdy na zewnątrz panuje temperatura 30 stopni, to w autobusie jest już prawie 40 stopni! W takiej duchocie można się niemal ugotować. - To jakiś koszmar! W tym ukropie robi mi się słabo! - mówi Małgorzata Lizut (65 l.), emerytka. - Nie dość, że klimatyzacja jest wyłączona, to jeszcze nie można otworzyć okien. Tu jest gorąco jak w piekle - dodaje.
Okazuje się, że w wielu autobusach chłodzenie jest po prostu zepsute. - Zazwyczaj brakuje freonu, czyli specjalnego płynu do klimatyzatorów - tłumaczy Henryk Sawicki (60 l.), kierowca solarisa. Adam Stawicki (32 l.), rzecznik Miejskich Zakładów Autobusowych, jest na urlopie. Od pracownika działu marketingu spółki dowiedzieliśmy się, że brak freonu w autobusach to wynik... oszczędności. Potwierdza to Zygmunt Wojciechowski (52 l.), przewodniczący Sierpnia '80 w MZA. - W ten sposób spółka tnie koszty - mówi.
- Kierowcy mają obowiązek włączać klimatyzację, gdy na dworze jest minimum 25 stopni - mówi Igor Krajnow (31 l.), rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego. - Prosimy pasażerów o informowanie nas o wyłączonych klimatyzatorach pod nr. tel. 194-84 - dodaje.