44-letni mężczyzna zaginął w kwietniu w 2015. Jego zniknięcie zgłosił kolega, który jednocześnie jest policjantem. Funkcjonariusze prowadząc akcję poszukiwawczą sprawdzali szpitale, dworce, stawy oraz pustostany. Nigdzie jednak nie było śladu po zaginionym mężczyźnie. Przełom w śledztwie nastąpił 1 lipca, kiedy policjanci weszli na teren skupu skór. Tam odnaleźli ślady krwi 44-latka. Do zabójstwa doszło prawdopodobnie w marcu w 2015 roku. Na terenie zakładu skupu skór odbywała się wówczas impreza pracownicza. Wtedy, podczas kłótni właściciel firmy 52-latek miał uderzyć swego pracownika metalowym prętem, a kiedy mężczyzna zmarł, jego oprawca miał poćwiartować zwłoki. Następnie kawałki ciała przewiózł do zakładu utylizacji, gdzie poćwiartowane ciało zostało spalone. 52-właściciel firmy usłyszał już zarzuty - grozi mu dożywocie. W sprawę zabójstwa 44-latka zamieszani są również 41-letnia konkubina szefa zakładu oraz 39-letni pracownik firmy. Zostali oskarżeni o zacieranie śladów. Obydwoje przyznali się do winy.
Czytaj: Lubartów. PODERŻNĄŁ gardło pięknej Ani, bo się z nim rozstała. Wyrok: 12 lat