To była sobota. Dzień, jakich wiele w gospodarstwie. Zawsze jest co robić. - Nagle w kuchni usłyszałam świst - mówi pani Mirosława. Dziwny dźwięk nie dawał spokoju. Pani Mirka weszła do pomieszczenia, żeby sprawdzić, czy nie dzieje się coś złego z butlą gazu. - Włożyłam ręce do szafki, żeby zakręcić gaz - mówi. Kilka sekund później doszło do eksplozji. Domem zatrzęsło. Języki ognia pojawiły się w mgnieniu oka. - Zaczęłam się cała palić - mówi pani Mirka. - Nawet nie czułam bólu - opowiada dzielna kobieta, którą pogotowie na sygnale zabrało do szpitala. Jej męża i syna siła eksplozji wyrzuciła na zewnątrz budynku. Zaraz po ugaszeniu pożaru zaczęło się szacowanie strat.
- Dom nie nadawał się do zamieszkania - dodaje pan Marek. Na załamywanie rąk nie miał jednak czasu. Od razu zgłosili się do niego współwyznawcy - świadkowie Jehowy, władze gminy i sąsiedzi. - Wszyscy zaofiarowali pomoc. O nic nie musiałem się troszczyć - dodaje szczęśliwy mężczyzna. Jego żona w spokoju dochodziła do zdrowia w szpitalu, a w Malanowie ruszyły prace.
- W trzy dni stary dom został rozebrany. Później na jego miejscu stanął nowy, teraz już tylko czeka nas wykończeniówka. Świadkowie Jehowy mają swój Komitet Pomocy Doraźnej i zawsze pomagają w takich przypadkach - tłumaczy pan Marek i oprowadza po swoich nowych włościach. - Tu będzie kuchnia, tu salon. Ale gazu już w domu na pewno nie będę miał - zastrzega mężczyzna, który na koniec ma tylko jedno do powiedzenia: - Dziękuję, dziękuję wszystkim za pomoc!