Jeszcze we wtorek ks. Stanisław S. (†51 l.) odprawiał mszę. Gdy następnego dnia nie pojawił się na lekcji religii, gosposia księdza zaalarmowała organistę, a ten zaczął go szukać. Kiedy otworzył drzwi kościoła i wszedł do środka, zobaczył wiszące ciało. Wezwał pomoc, ale było za późno...
Przeczytaj koniecznie: Zagościniec: Ksiądz wymusza od nas haracz
Parafianie są w szoku.
- Jeszcze w sobotę dawał ślub mojej córce - z płaczem mówi Józef Badylak (55 l.), sąsiad proboszcza. - Dzień przed tą tragedią rozmawialiśmy. On tu u nas przez ponad 25 lat był proboszczem i bardzo dobrym człowiekiem. Pan Józef wspomina, że przed dwoma laty księdza, który hodował konie, jeden ze zwierzaków kopnął w głowę. - Ale żeby od tego coś mu się stało z głową? Nie wierzę - ocenia.
Inna parafianka, Rozalia Drożdż (75 l.), przypomina sobie złowieszcze słowa, jakie w niedzielę usłyszał od proboszcza jej maż.
- Powiedział, że ludzie mają biedę przez kryzys i dlatego się wieszają - przytacza słowa księdza.
Czy to był powód depresji duchownego - nie wiadomo. Ale w depresji był rzeczywiście.
- Ksiądz w ostatnim tygodniu zgłosił się do lekarza i dostał leki antydepresyjne ze względu na potrzeby natury psychicznej - nie ukrywa ksiądz dr Jerzy Zoń, rzecznik biskupa tarnowskiego. - Jak widać, te leki nie uchroniły przed tragedią.
Patrz też: Ksiądz do uczennicy z Chojnic: Wolniej to będziesz krzyczała do męża podczas nocy poślubnej
Swoim samobójstwem ksiądz nie zbezcześcił kościoła. Po II Soborze Watykańskim uznano, że samobójcy nie są świadomi swego czynu, dlatego nie odmawia im się pogrzebu kościelnego, a w kościele nie odprawia się specjalnego nabożeństwa, jakie musi się odbyć, gdyby np. w świątyni doszło do zabójstwa.