Manuel Arboleda (28 l.), jeden z najlepszych piłkarzy Zagłębia, nie wytrzymał i mówi wprost, że jego dni w Lubinie są policzone. Kolumbijczyk jest bardzo rozczarowany tym, jak się go traktuje.
"Super Express": - Z Zagłębia wyrzucony został Czesław Michniewicz, twój ulubiony trener. Jak na to zareagowałeś?
Manuel Arboleda: - Aż mnie zmroziło, kiedy usłyszałem, że został zwolniony. To błąd, bo nie tylko Michniewicz jest odpowiedzialny za to, że nam nie idzie. Nie trener biega po boisku, tylko piłkarze i wszyscy jesteśmy winni. Trener odpowiada za to w 20-30 procentach. Szkoda, że musiał odejść. Ale może Bóg sprawi, że jeszcze się spotkamy.
- A co będzie z tobą?
- Powiem wprost: chcę opuścić Zagłębie jak najszybciej. Czuję się w tym klubie źle, bardzo źle. Są tu ludzie, którzy nie szanują mnie od samego początku. I mówię to głośno, bo nie chcę, żeby kibice Zagłębia mieli do mnie pretensje, kiedy opuszczę Lubin. Chcę, żeby znali prawdę. Bo kibiców Lubina bardzo szanuję, zresztą z wzajemnością. Niestety, niektórzy pracownicy klubu sprawili mi już tyle przykrości, że mam dość.
- O co konkretnie chodzi?
- O to, że przez niektórych jestem lekceważony i obrażany. Nawet jeden z ludzi odpowiedzialnych za sprzęt w Zagłębiu potraktował mnie jak szmaciarza. Chciałem klucze do pomieszczenia, w którym mamy sprzęt, a usłyszałem, żebym spierd... do swojego kraju, bo nikt mnie tu nie chce. Wciąż nie mogę zapomnieć sytuacji sprzed kilku miesięcy. Jakiś bandyta napadł mnie i moją rodzinę tuż przed domem. Wyciągnął nóż, było o krok od tragedii. Na szczęście pomogli mi sąsiedzi. Po tym incydencie rodzina przestała się czuć w Lubinie bezpiecznie. Wielokrotnie prosiłem w klubie o zmianę mieszkania, ale nikt nie chce mi pomóc. Nie wiem, na co czekają w Zagłębiu. Czy na to, żeby ten bandzior wrócił i komuś naprawdę stała się krzywda?
- To wszystkie przykrości, które cię spotkały?
- A skąd! Na początku pobytu w Polsce mieszkałem cztery miesiące w hotelu, bo nikt nie postarał się, aby wynająć mi mieszkanie. Miałem też zapewnienie, że będę mógł sprowadzić rodzinę, ale nie mogłem się doprosić o bilety. W końcu powiedziano mi, że klub zapłaci za przelot, ale tylko dla żony. Powiedziałem, że to niemożliwe, bo mam jeszcze córeczkę. A później, mimo że mi obiecano, nikt nie pojechał po nie na lotnisko i marzły tam kilka godzin. Nawet w sekretariacie niektórzy robią mi łaskę. Kiedy prosiłem ostatnio o zrobienie ksero paszportu, ponownie mnie upokorzono.
- Od kilku miesięcy zabiegasz o podwyżkę. Z jakim skutkiem?
- Zacznę od tego, że może się okazać, iż mój kontrakt z Zagłębiem jest nieważny! Przepisy FIFA mówią, że umowa musi być spisana również w języku ojczystym zawodnika lub co najmniej po angielsku. Mój kontrakt z Zagłębiem został przygotowany tylko po polsku i nie muszę chyba dodawać, że co innego mi obiecano, a co innego znalazło się na papierze.
- To po co podpisałeś?
- Zaufałem ludziom z klubu i mojemu menedżerowi. Agenta już za to pogoniłem, a do działaczy mam ogromne pretensje. To nie było fair z ich strony. A co do podwyżki, to do dziś nikt nie raczył ze mną porozmawiać.
- Jaka jest atmosfera w zespole? Podobno kiedy płakałeś po porażce z Groclinem, inni piłkarze mieli pretensje, że niepotrzebnie się przejmujesz.
- Płakałem, ale o powodach mówić nie chcę. Zrozum mnie, ja tu ciągle gram...
Manuel Arboleda: Nie podchodzę, bo mi wstyd
- Koledzy z zespołu pytają mnie czasem, dlaczego po porażkach nie podchodzę do kibiców Zagłębia, aby im podziękować za doping. Nie robię tego, bo mi wstyd, gdy przegrywamy. Wiem, że niektórzy z nich wydają ostatnie pieniądze na bilet i jeśli w zamian oglądają naszą przegraną, to głupio mi spojrzeć im w oczy.