- Najadłem się oscypka u mojej mamy w Nowym Sączu, więc w tym roku będę strzelał. Oby celnie! - śmieje się poseł Brudziński.
Polityka PiS spotkaliśmy na jednym ze stoków w rodzinnej Sądecczyźnie. Bo choć Brudziński od lat związany jest ze Szczecinem, w jego żyłach płynie góralska krew. Wychował się w górach Beskidu Sądeckiego. To tam skończył szkołę sportową i nauczył się szusować na nartach. - Choć najpierw były zjazdy na foliowych workach wypchanych sianem. Sporo z tego siniaków i potłuczeń zostawało - opowiada Brudziński. To on zaraził zimowymi sportami żonę Arlettę (36 l.). - W czasie studiów kupiłem jej narty i zaprowadziłem na oślą łączkę na Nosalu. Tam dwa razy zjechała, a potem zabrałem ją na Kasprowy Wierch. Spojrzała w dół i... zjeżdżała na tyłku przez cały dzień. Później problemów ze strachem nie miała... - śmieje się poseł.
Oboje spędzili sylwestra na stacji narciarskiej w Wierchomli. Z córkami zaś szaleli na mniejszym stoku w pobliskim Rytrze. Na razie na sankach. Bo naukę jazdy na nartach zaczynają od następnego roku. Być może wtedy Jagienka (3 l.) i Kalinka (6 l.) będą już miały obok siebie braciszka. - Oj, przydałby się syn... - śmieje się poseł. - Moi bracia też żartują, że za mało chłopaków mamy w rodzinie. Ale najadłem się oscypka u mojej mamy w Nowym Sączu, więc w tym roku będę strzelał. Oby celnie! - śmieje się poseł Brudziński. Jego piękna żona Arletta zapewne nie będzie miała nic przeciwko... Trzymamy więc kciuki!