Ona po prostu nie przeczytała zdania, które jej dopisano, a zawierało ono informację, że korzystny dla PO ranking europosłów przygotował Instytut Spraw Publicznych, którego szefowa Lena Kolarska-Bobińska startowała do Europarlamentu z listy Platformy. Takie praktyki, żeby komuś coś dopisywać i kazać to firmować własną twarzą, przypominają zamierzchły PRL. Oczywiście można dyskutować, czy to kontrowersyjne zdanie było potrzebne, czy nie, ale przecież nie o to chodzi w całej sprawie, lecz o to, że dziennikarce chciano złamać kręgosłup. Czwartkowa decyzja potwierdziła jedynie ten proces łamania ludzi.
Komisja Etyki TVP - jak inne jej podobne - nie cieszy się w środowisku dużym autorytetem. Ona tylko wydała komunikat, nic więcej. I choć większość osób zareaguje na to tak jak ja, czyli śmiechem, decyzja ta może mieć groźne konsekwencje dla dziennikarzy telewizji publicznej. Od teraz będzie można podpierać się jakimś świstkiem papieru i mówić, że komisja powiedziała to i to, i tak musi być.
Nie wiem, jakie Hania ma teraz plany, ale chciałabym, żeby wróciła do dziennikarstwa, bo lubiłam to, co robiła.