Pan Antoni na raka choruje od dwóch lat. Kilka miesięcy temu okazało się, że potrzebuje chemioterapii. W kwietniu w warszawskim Centrum Onkologii wystał 6 godzin tylko po to, żeby... zapisano go na koniec maja do lekarza! W maju wystał kolejne godziny, by usłyszeć, że ma zrobić zdjęcie rentgenowskie klatki piersiowej i USG. Te podstawowe badania potrzebne są mu do dalszego leczenia. - Przede mną kolejne miesiące czekania, nie wiem nawet na co - załamuje ręce. Ale może być jeszcze gorzej! Onkolog nie dał mu bowiem skierowania na badania, bo ponoć ma "milion pacjentów". A bez skierowania pana Antoniego nie chce przyjąć nawet prywatna przychodnia.
W podobnej sytuacji są dziesiątki tysięcy pacjentów! Ludzie chorzy na nowotwory zjeżdżają się w tygodniu do Centrum Onkologii już od godziny 5 rano. Pan Krzysztof (48 l.) z Żyrardowa przyjeżdża na chemioterapię dwa razy w miesiącu. - Zrywam się o świcie, jadę pociągiem... nie mam siły na leczenie - opowiada. Kiedy wreszcie skończy się męka pacjentów? - Na razie nie możemy nic z tym zrobić - tłumaczy Piotr Siedlecki, dyr. ds. lecznictwa Centrum Onkologii. - Kolejki byłyby mniejsze, gdybyśmy odmawiali przyjęcia niektórym osobom, ale my przyjmujemy wszystkich - twierdzi Siedlecki.