A lekarze w Polsce bezradnie rozkładają ręce. - Nie spocznę, dopóki nie znajdę kogoś, kto uratuje moją córkę - mówi Magdalena Staszak (38 l.) ze Zwoli pod Środą Wielkopolską i uparcie szuka ratunku dla swojego dziecka.
Tego dnia, gdy zaczął się ich dramat, nigdy nie zapomną. Był 14 lipca - czternasta rocznica śmierci bliźniaczego brata Gosi, który żył tylko kilka tygodni. Gosia, pogodna i zdrowa dotąd gimnazjalistka, zaczęła wymiotować. - Pomyślałam, że to jelitówka, ale gdy torsje nie ustępowały, pojechałyśmy do szpitala. W drodze wymioty minęły, ale pojawiły się drgawki. Wtedy zrozumiałam, że to nie przelewki - opowiada pani Magda.
Mama Gosi wierzy, że córka wyzdrowieje
Diagnoza w poznańskim szpitalu zapadła bardzo szybko: guz mózgu. - Rozlany naciek nowotworu astroglejowego, czyli gliomatoza. Rak złośliwy, nieoperacyjny - tłumaczyli lekarze. Gdy mama Gosi to usłyszała, ugięły się pod nią nogi.
- To jeden z najcięższych nowotworów - potwierdza dr Dariusz Godlewski, onkolog z Poznania. U Gosi nie da się go zoperować, bo zajmuje prawie połowę mózgu. A alternatywnych, nowatorskich terapii w Polsce się nie stosuje!
- Gdyby ktoś mi powiedział, że muszę się przenieść do Chin, żeby uratować córkę, zrobię to! - mówi twardo pani Magda. Nie przyjęła do wiadomości diagnozy polskich lekarzy, która brzmiała jak wyrok śmierci. Szuka ratunku w zagranicznych klinikach. - Nie spocznę, dopóki nie znajdę kogoś, kto wyleczy moje dziecko...
Gdyby mogła, Gosia nie opuszczałaby ramion swojej mamy. - Przytulamy się praktycznie non stop - mówi pani Magda i czule gładzi swoją córkę po głowie. - Jeszcze będziesz miała tak piękne długie włosy jak kiedyś - mówi bez cienia wątpliwości...
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Zobacz: Rodzinny DRAMAT! Mama Bartka chora na RAKA ma jeden cel: zanim umrę uratuję SYNKA!