Radosław R., mimo że na karku ma już 39 wiosen i powinien dawno się usamodzielnić, wciąż mieszkał z rodzicami w jednej z kamienic przy ulicy Miedzianej w Łodzi. I przysparzał im mnóstwo kłopotów. Serce pani Józefy krwawiło, kiedy widziała, że zamiast porządnego człowieka, wychowała bumelanta, który nie chcewziąć się do uczciwej pracy i woli spotkania z kolegami. Mimo to starała się ze wszystkich sił przemówić mu do rozsądku.
W miniony piątek około godziny 21 spotkała go spacerującego bez celu po ulicy tuż przy kamienicy, w której mieszkali.
- Radek, chodź do domu - zawołała do syna. - Zjesz kolecję i pójdziesz spać...
Niewinna prośba tak rozwścieczyła mężczyznę, że spod koszulki wyjął przewieszony na sznurku przez szyję nóż i ruszył w stronę stojącej na klatce schodowej matki. Najpierw uderzył ostrzem w drzwi wejściowe, a potem wbił je w pierś kobiety.
Pani Józefa zdołała jeszcze o własnych siłach dojść do domu, ale tam zaczęła tracić przytomność. Jej mąż zadzwonił po karetkę. W stanie ciężkim trafiła do szpitala. Nóż przebił jej płuco.
Wyrodny syn został zatrzymany. Usłyszał zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu realnie zagrażającego życiu. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Na proces będzie oczekiwał w areszcie. Gdy sąd odczytywał mu decyzję o zamknięciu za kratkami, Radosław R. się rozpłakał. Nie wiadomo jednak, czy z powodu pozbawienia wolności, czy też z troski o zdrowie mamy.