Isabel zjawiła się w podwarszawskim Brwinowie w piątek przed południem. Pod dom rodziców przyjechała taksówką. Z rozwianą fryzurą, prawie bez makijażu, za to w nieodłącznych kozaczkach sprawiała wrażenie, jakby po drodze na zakupy wpadła do koleżanki na poranną kawę, a nie odwiedzała rodziców, by oznajmić im, że wyszła za mąż.
Jak przebiegała ta trudna rozmowa? Tego nie wiemy, ale Iza nie gościła zbyt długo w rodzinnym domu. Raptem po godzinie podjechała po nią taksówka. Można się domyślać, że rodzice Isabel nie byli zachwyceni faktem, że o ślubie ich ukochanej córki dowiedzieli się z „Super Expressu”, a nie od niej. Pewnie dlatego jej mama nie była wczoraj zbyt rozmowna. – Spotkałam się wreszcie z córką, ale nie chciałabym o tym mówić – powiedziała nam pani Jadwiga. Wcześniej w rozmowie z naszą reporterką nie kryła żalu do Izy, że wzięła potajemny ślub ze starszym od niej o blisko ćwierć wieku mężczyzną. – Tak chciałam ją zobaczyć w białej sukni – utyskiwała.
Pewnie chciałaby też poznać osobiście zięcia. Niestety. Zamiast odwiedzić teściów, Kazimierz Marcinkiewicz (50 l.) wolał lansować się w Krynicy. Wrócił stamtąd dopiero wieczorem. Wyraźnie stęskniony za świeżo upieczoną żonką. Od razu zabrał ją na romantyczną kolację do baru sushi. Tam
małżonkowie spędzili upojny wieczór, zajadając się surową rybą.