Górnicy śląskich kopalń są wstrząśnięci naszym tekstem o pensjach kopalnianych związkowców. Pracujący pod ziemią z narażeniem życia nie mieli pojęcia, ile zarabiają działacze. - Ja po 20 latach na dole mam 2800 zł na rękę - mówi oburzony Tomasz Woźnica (42 l.), górnik z Sosnowca. - A związkowcy tyle zarabiają w tydzień.
W sobotę opisywaliśmy w "Super Expressie", jak to dobrze być górniczym związkowcem. Nie dość, że robota czysta, bezpieczna, to jeszcze pensja godna dyrektora kopalni. Jak ujawniliśmy, w Jastrzębskiej Spółce Węglowej szefowie związków biorą za swoją "walkę" o prawa pracowników nawet po kilkanaście tysięcy miesięcznie. Nic dziwnego, że związków zawodowych na każdej kopalni przybywa. Jest Solidarność, Solidarność '80, Siepień '80, Związek Zawodowy Górników w Polsce, ZZ Przeróbka, "Kadra", nazwy można mnożyć. W samej Kompanii Węglowej działa blisko 200 organizacji.
Przed kopalnią "Wesoła" w Mysłowicach górnicy po rannej zmianie z zaciekawieniem czytali wczoraj naszą gazetę.
- No cóż, już wiem teraz, dlaczego tak ciężko się wkręcić do związków - uśmiecha się pan Dariusz (44 l.), górnik z Libiąża. - Ja się do tego nie nadaję, więc muszę ciężko pracować, a zarabiać mniej.
Inny górnik - Jan z Libiąża zdradza nam, jak związkowcy windują sobie płace. - Oni dostają średnią wypłatę z okresu, kiedy jeszcze pracowali normalnie - tłumaczy. - Zanim zostaje się szefem związku, robi się na maksa wszystkie nadgodziny w ostatnich trzech miesiącach. Potem z takiej wypłaty wyliczają średnią i już do emerytury można spokojnie żyć.
- No cóż, albo harujesz, albo związkujesz - dodaje pan Adam, górnik z "Wesołej". - I taka już u nas sprawiedliwość - dodaje na koniec.