52-letni Artur Nojek, do niedawna zawodowy kierowca, a od roku jednoosobowy przedsiębiorca, jest mistrzem w strzelaniu ze strzelby i w maju zamierza być nim dalej. Mieszka w Żorach. W tym śląskim mieście jest nie tylko Westernowy Park Rozrywki, ale i siedmiu... „wspaniałych”, polskich westernowych strzelców. – Moim uczniem jest sierż. Rafał Szpyra, mistrz Polski w strzelaniu westernowym, na co dzień policjant żorskiej policji. U mnie strzela cała rodzina – żona, dwie córki i zięciowie. Mój pseudonim to Szeryf. Bo w naszym Stowarzyszeniu każdy ma jakieś pseudo i strzelamy w strojach nawiązujących do epoki, westernowych ma się rozumieć – wyjaśnia posiadacz dwóch „peacemakerów” i wielu innych okazów broni kojarzonych z Dzikim Zachodem.
Członkowie Stowarzyszenia mogliby bez charakteryzacji występować w westernach i tym różniliby się od zawodowych aktorów, że nie musieliby udawać, że trafiają z colta do rzuconej puszki. Oni to potrafią bez ściemniania.
Wbrew pozorom nie wystarczy mieć zamiłowanie do westernów, by strzelać w sposób westernowy. – Ta dyscyplina nie jest jednak dla wszystkich. Strzelectwo westernowe nie tylko wymaga wielogodzinnych treningów, czy wszechstronnych umiejętności posługiwania się różnymi rodzajami broni, ale i wiedzy na temat bezpiecznego obchodzenia się z nią. Jakiej używamy broni? Ważne, aby były to repliki sprzed 1885 roku – wyjaśnia Szeryf. A co się tyczy wzmiankowanych na początku mistrzostw, to ciekawie zapowiada się konkurencja CMS, czyli Cowboy Mounted Shooting. To oddzielna dyscyplina w strzelectwie westernowym. Polega na jak najszybszym przejeździe na koniu wokół wystawionych celów (zazwyczaj są to balony) i oddaniu do nich (celnych) strzałów z rewolwerów, karabinu lub strzelby. W Polsce po raz pierwszy rozegrano zawody w tej konkurencji w 2018 r. Stowarzyszenie chce spopularyzować CMS. Łatwe to nie będzie, bo zawodnik musi mieć własnego konia, a to spory kosztuje, znacznie więcej niż strój rewolwerowca i rewolwer oraz obowiązkowy kapelusz. Życzymy powodzenia!