Marcin Daniec (52 l.): - Ciągle jestem w szoku, trudno się z tym pogodzić. Oglądałem relację z kongresu UEFA razem z małżonką i naszą maleńką córeczką. Moim wielkim marzeniem było, żeby córka podczas EURO 2012 wyprowadziła polski zespół na murawę stadionu w Krakowie, trzymając za rękę Jakuba Błaszczykowskiego.
- To może wyprowadzi, ale na innym polskim stadionie.
- O, dziękuję panu, to będzie taki superexpressowy patent, który pomoże mi nie tracić wiary.
- Dlaczego Kraków przegrał?
- Porażka zaczęła się jeszcze ponad 2 lata temu, kiedy Polska i Ukraina zgłaszały kandydaturę, ale w Krakowie zabrakło wtedy wiary, że to się w ogóle może udać. W efekcie na samym starcie byliśmy daleko w tyle.
- Ale potem te straty udało się odrobić.
- No właśnie, przecież Kraków bardzo długo prowadził na listach rankingowych. Jeszcze parę dni temu, podczas meczu Wisła - Legia, na trybunach kilku VIP-ów zapewniło mnie, że jest dobrze i Krakowowi nie może stać się krzywda. Szpanowałem potem, że już wszystko wiem, dlatego teraz jestem w takim szoku.
- Straszna szkoda dla miasta, które ma tyle do zaoferowania turystom...
- No właśnie! Przecież żeby opisać wszystkie zalety Krakowa, musielibyście wydać specjalne wydanie "Super Expressu", a i tak zabrakłoby wam miejsca. Ale widać to nie wystarczyło. Pozostaje brać przykład z ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, który wczoraj trzasnął tak, że aż się pode mną nogi ugięły. Błysnął talentem dyplomatycznym i pocieszając Kraków, powiedział, że trzeba liczyć na to, że się Ukraińcom noga powinie, a wtedy my 30 listopada może wskoczymy na zwolnione przez nich miejsce. W takim razie liczymy na niezdarność Ukraińców i może gdy w te andrzejki wylejemy wosk, wyskoczy nam piłkarski stadion.