"Super Express": - Według polskich uwag do raportu MAK, na 22 sekundy przed katastrofą kpt. Arkadiusz Protasiuk miał wydać komendę o odejściu na drugi krąg. Informacji tej nie podaje rosyjski raport. Pana zdaniem to coś zmienia?
Marcin Dubieniecki: - Pokazuje to wyraźnie, że raport MAK jest wyjątkowo nierzetelny i Rosjanie od samego początku próbują ukryć prawdę. Byli oni w posiadaniu czarnych skrzynek i mogli informację, którą ustaliła strona polska, uwzględnić. Nie zrobili tego.
- Czemu?
- Kapitan Protasiuk podjął decyzję kilka sekund wcześniej niż wynikałoby to z raportu MAK. Ale ta komenda i tak nie miała już realnej szansy na powodzenie, bo samolot nie znajdował się na wysokości 100, ale 40 metrów. Wynikało to z szeregu dziwnych działań wieży: źle naprowadzała samolot, błędnie wskazywała, że znajduje się na kursie i ścieżce.
Przeczytaj koniecznie: Moskwa do wieży kontrolnej w Smoleńsku: Ściągnijcie ich! - UKRYWANE rozmowy kontrolerów
- Może piloci przy tak złych warunkach atmosferycznych w ogóle nie powinni podchodzić do lądowania?
- Każda załoga ma prawo podejść do 100 metrów - bezpiecznej wysokości, z której można jeszcze wyprowadzić samolot. Gdyby nie błędne naprowadzanie, to pilotom udałoby się odejść na drugi krąg.
- Ale wieża ostrzegała, że w tych warunkach nie zaleca się lądowania. Nawet rosyjski ił, którego załoga doskonale znała lotnisko Siewiernyj, mimo prób podejścia zrezygnowała z lądowania...
- Po pierwsze, sprawa iła nie została do końca wyjaśniona. Do dziś nie wiadomo, co ten samolot tam robił i w jakim charakterze przyleciał. Zresztą, nie twórzmy sobie sztucznej zasłony dymnej. Albo czujemy się Polakami i chcemy rzetelnie wyjaśnić tę sprawę, albo nie.
- W kontekście nowych informacji teza o zamachu pozostaje aktualna?
- Oczywiście, że tak. Te nowe informacje uwiarygadniają to, że zamach mógł mieć miejsce.
- W jaki sposób?
- Chociażby w taki sposób, że Rosjanie mataczą w całej tej sprawie. Czy pan tego nie widzi?
- Chcę tylko wiedzieć, co miałoby na tezę o zamachu wskazywać...
- Rosjanie twierdzą, że nie mają tak istotnych danych, jak informacje o możliwości odejścia samolotu na drugi krąg, właśnie na 22 sekundy przed katastrofą. Ale wtedy musieliby się przyznać, że wiedzieli, że tupolew leci już dużo niżej, i nie korygowali danych wysokości. Czy to nie mataczenie?
- Być może próbują po prostu ukryć bałagan, jaki panuje w ich siłach zbrojnych?
- Nie wierzę w przypadki po stronie rosyjskiej.
- Jaki mieliby cel w tym, żeby uśmiercić polskiego prezydenta?
- Istnieją dziesiątki spraw, przez które Lech Kaczyński był dla Rosjan niewygodny. Chcieli być może dokonać odwetu za wojnę w Gruzji, w którą po stronie Saakaszwilego się zaangażował. A także za jego plany zmontowania koalicji państw wschodnioeuropejskich z pominięciem Rosji oraz walkę z podporządkowaniem Polski rosyjskiej gospodarce.
- Kadencja Lecha Kaczyńskiego dobiegała końca i nie zapowiadało się, żeby miał zostać wybrany po raz drugi. Tym bardziej zamach wydaje się niewiarygodny.
- W mojej ocenie nie. Użyli do tego najmniej znaczących osób, które trudno bezpośrednio powiązać z władzą - kontrolerów.
- Minister Jerzy Miller zapowiada, że wkrótce opublikuje taśmy z wieży lotniska w Smoleńsku. Zmienią one coś w naszym patrzeniu na tę katastrofę?
- Zobaczymy, co na tych taśmach jest. Potem będziemy musieli skonfrontować je z zapisami z czarnych skrzynek.
- Przygotowywany jest też polski raport dotyczący przyczyn rozbicia się prezydenckiego samolotu. Czym pana zdaniem będzie się różnił od tego przygotowanego przez MAK?
- Myślę, że będzie on po części przenosił winę na stronę rosyjską, aby nasz rząd doznał jak najmniejszego uszczerbku. Nie zapominajmy o tym, że poza wszystkim aspektami związanymi z katastrofą po stronie rosyjskiej, należy też wyjaśnić wszelkie okoliczności przygotowania lotu po stronie polskiej.
- Mówi pan o bałaganie w 36. pułku i szkoleniu pilotów?
- Tak. Te sprawy możemy jednak wyjaśniać już na własnym podwórku i przyjdzie czas na takie rozliczenia. Na dziś najważniejsza wydaje się kwestia odczytu czarnych skrzynek i nowych informacji, które ustalili polscy śledczy, a które zataili Rosjanie.
- Rząd zapowiada jeszcze negocjacje w sprawie raportu MAK. Czy pana zdaniem to jeszcze możliwe?
- Nie ma dyskusji z raportem MAK. Nie dopuszcza do tego sama konwencja chicagowska. Sprawa po stronie rosyjskiej jest już zamknięta raz na zawsze. Nikt nie będzie się wycofywał z ustaleń zawartych w raporcie. Na pewno nie zrobi tego MAK, bo to oznaczałoby przyznanie się do błędu.
- Od tygodnia w Polsce trwa burza wokół publikacji MAK. Nie powinniśmy poczekać na ustalenia rosyjskiej prokuratury, które będą bardziej wiążące?
- Zapewniam pana już dziś, że ustalenia rosyjskiej prokuratury nie będą odbiegać od ustaleń raportu przedstawionego przez Tatianę Anodinę. Zresztą te dwa organy, choć formalnie niezależne, działają pod dyktando rosyjskiego rządu i Władimira Putina.
Marcin Dubieniecki
Adwokat, zięć śp. Lecha Kaczyńskiego