Jak się okazuje Marcin Plichta zaczął pracować na swoją kartotekę już w wieku 19 lat. NA swoim koncie ma 7 wyroków skazujących. Po głośnej aferze z MULTIKASĄ zmienił nazwisko (wcześniej nazywał się Stefański) na żony (Plichta) i w ten sposób oczyścił sobie konto.
Jak widać - nie przyniosło to efektu na dłuższą metę. Obecnie jego firma AMBER GOLD znalazła się pod ostrzałem - mediów, prokuratury i oszukanych klientów.
Jak wiemy, to nie pierwszyzna dla Plichty. Podobnie było w przypadku afery z MULTIKASĄ. Wspólniczka Plichty z tamtej firmy ma wyrobione zdanie o mężczyźnie. GAZETA WYBORCZA publikuje wywiad z kobietą, która chce pozostać anonimowa:
- Otwieraliśmy placówkę po placówce, od Białogardu po Olsztyn. Jeździłam, negocjowałam z właścicielami lokali, zatrudniałam ludzi. Mówię wam, to mogła być świetna firma, byłyby pieniądze, spokój. Ale za kasę odpowiadał Marcin, był dyrektorem finansowym. I tylko on miał kody do autoryzacji przelewów i stąd wzięły się kłopoty, bo pieniądze nie trafiały do wierzycieli, tylko gdzieś wypłynęły. Kiedyś szliśmy z pieniędzmi klientów do banku przez Długą w Gdańsku, raz rzucił: "A może byśmy tych pieniędzy nie wpłacali? Przecież odpowiadać i tak będziemy do wysokości udziałów". Zamarłam z przerażenia, jak coś takiego mogło w ogóle przyjść do głowy? A on po chwili się uśmiechnął, jakby tylko żartował, poszliśmy dalej.
Zakochany tylko w pieniądzach i splendorze, pozbawiony uczuć. Z emocji korzysta tylko po to, by manipulować innymi. Z dużymi ambicjami. Raz przyznał mi się, że chciałby kiedyś być prezydentem Gdańska. Przyznaję: po tym wszystkim pałałam do niego nienawiścią, życzyłam mu źle. Teraz nie mam już w sobie chęci zemsty. Myślę sobie tylko, że jak już straci wszystko, jak wszyscy się od niego odwrócą, to ja mu zaniosę kawałek chleba. To będzie dla niego najgorsza kara - powiedziała.