Godz. 14. Centrum Warszawy. Antoni Macierewicz, były szef kontrwywiadu wojskowego, szarżuje w centrum miasta swoim kilkunastoletnim autem. Jedną ręką trzyma kierownicę, a drugą obsługuje telefon komórkowy. Cały czas z kimś rozmawiał. W pewnym momencie obok samochodu polityka przejeżdża policyjny radiowóz. A Macierewicz? Nie spuszcza nawet nogi z gazu...
- Jazda z telefonem przy uchu kosztuje kierowcę 200 zł i 2 punkty karne - poucza Przemysław Królikowski ze stołecznej drogówki.
Przewinienie było bezsporne. Dlaczego więc funkcjonariusze nie interweniowali? Wystraszyli się szeregowego posła?