Lekarze przestrzegają jednak, że jeśli nie będzie się oszczędzać, to nie rozstanie się z nimi do końca życia!
Zazwyczaj uśmiechnięty i energiczny Marcinkiewicz od kilkunastu dni z trudem się porusza. Przy każdym kroku pomaga sobie kulą, a na jego twarzy często gości grymas bólu. Co się stało? Jak się okazuje, wszystk o przez dobre serce. Parę tygodni temu w Londynie Marcinkiewicz brał udział w charytatywnym turnieju piłkarskim. W trakcie meczu doznał poważnej kontuzji. - Grałem w jednej drużynie z premierem Janem Krzysztofem Bieleckim. Wygraliśmy wszystkie mecze, a było ich aż czternaście. Niestety, w pewnym momencie nieszczęśliwie upadłem. Poszły mi więzadła krzyżowe i łękotka - tłumaczy były premier. Tuż przed Wigilią przeszedł skomplikowaną operację. - Kolano jest już zreperowane. Przed pięćdziesiątką człowiek musi sobie przecież wymienić organy na nowe - nie traci optymizmu.
Jednak ortopedzi do sprawy podchodzą o wiele poważniej. - Nie ma żartów! Zerwanie więzadeł krzyżowych i uszkodzenie łękotki to poważna sprawa. Więzadła stabilizują ruch nogi do przodu i do tyłu, a łękotka zabezpiecza elementy kolana przed uszkodzeniami. Po takim urazie kolano nigdy nie wróci do pełnej sprawności - tłumaczy ortopeda Wiesław Niesłuchowski. Zdaniem specjalisty po operacji pacjenci są zdolni do normalnego poruszania się, ale o sporcie mogą zapomnieć. - Każdy wysiłek grozi bowiem ogromnym bólem i powikłaniami, które mogą prowadzić nawet do usztywnienia nogi - ostrzega Wiesław Niesłuchowski.
Teraz Marcinkiewicza czeka długotrwała rehabilitacja. Nawet jeśli zakończy się pełnym sukcesem, to o bieganiu za piłką może zapomnieć. Na szczęście zostaje mu polityka. Bo choć były premier przekonuje, że o powrocie do polityki nie myśli, coraz częściej mówi się, że może otwierać listy PO w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Albo nawet wejść do rządu Donalda Tuska (52 l.).
- Jestem prywatną osobą i dobrze mi z tym - ucina spekulacje na temat polityki. Co powie za parę miesięcy?