Kazimierz Marcinkiewicz w oficjalnym liście nie pisze, dlaczego zdecydował się na taki krok. Zarząd firmy w lakonicznym komunikacie podkreślił jedynie, że 1 kwietnia otrzymał rezygnację Marcinkiewicza... z powodów osobistych.
Eks-premier został powołany do rady nadzorczej Netii 23 września 2008 roku i od tego czasu dumnie reprezentował spółkę na zewnątrz. Eksperci podkreślają jednak, że nie miał wielkiego wpływu na losy firmy.
Jednak rezygnacja z pracy to utrata jednego ze źródeł dochodu. Tymczasem były premier musi płacić co miesiąc ok. 10 tys. zł alimentów na dwóch najmłodszych synów. Poza tym życie w Londynie kosztuje, a młoda narzeczona też może mieć swoje wymagania.
Na szczęście, Marcinkiewicz cały czas pracuje w londyńskim biurze banku inwestycyjnego Goldman Sachs. Jednak jego pracodawcy dawali już do zrozumienia, że nie są zbyt zadowoleni z jego aktywności medialnej. Były premier odpowiada za budowanie dobrego klimatu dla banku w naszym kraju. Problem w tym, że póki co Goldman Sachs kojarzy się w Polsce tylko ze spekulacją złotówką i... Isabel.