Kazimierz Marcinkiewicz (50 l.), wychodząc z sądu z rozwodem w kieszeni, nie krył radości. Jednak czy jako przykładny do niedawna katolik powinien się cieszyć? Zdaniem księdza Pawła Buchty, proboszcza parafii św. Piotra i Pawła w Katowicach, a także sędziego w sądzie biskupim, były premier ma powód do wielkiej troski. - On przecież żyje w grzechu. W związku z tym musi się liczyć z bardzo poważnymi konsekwencjami - przestrzega ks. Buchta.
Kazimierz Marcinkiewicz od lat mówił o swoim przywiązaniu do rodziny i wartości chrześcijańskich. Dlatego teraz zachowanie byłego premiera budzi powszechny niepokój i zatroskanie. - Jeśli ktoś publicznie określa się mianem katolika, to musi zastanowić nad swoimi czynami - tłumaczy ks. Buchta, który nie ma wątpliwości, że Marcinkiewicz żyje w grzechu. Folgowanie podszeptom szatana może 50-latka kosztować nawet duszę. - Nie może przystępować do sakramentów spowiedzi oraz komunii świętej - mówi o obecnej sytuacji byłego premiera ksiądz Buchta. Ale Marcinkiewicza może czekać kara nawet po śmierci. - Rozwodnikom można odmówić pogrzebu kościelnego - mówi kapłan.
Na szczęście dla byłego premiera Kościół nie wyklucza rozwodników ze swojego grona.
- Takim osobom pozostaje gorliwa modlitwa, niepełne uczestnictwo w mszy świętej, praktykowanie postów oraz spełnianie dobrych uczynków - wyjaśnia ks. Paweł Buchta.
Jego zdaniem byłego premiera pogrąża jednak fakt, że publicznie obnosi się ze swoją młodą kochanką. - Powinien się tego wstydzić! - grzmi kościelny hierarcha. - Jeśli jest człowiekiem wierzącym, to musi widzieć w swoim życiu zło i grzech. Więc najwyraźniej świadomie żyje w grzechu, obnosząc się z tym i udając, że nic się nie stało - przekonuje.
Ale Marcinkiewicz ma problemy nie tylko z Kościołem. Rozwód z żoną i romans z młodziutką dziewczyną niemal pogrzebał szanse byłego premiera na wielki powrót do polityki. Jeszcze kilka miesięcy temu Kazimierz Marcinkiewicz był wymieniany w gronie faworytów do objęcia prezydenckiego fotela.
Najnowszy sondaż PBS DGA dla "Gazety Wyborczej" nie pozostawia złudzeń: były premier stracił aż osiem punktów procentowych i spadł z trzeciej pozycji na dalekie siódme miejsce. Wyprzedzają go nie tylko Donald Tusk (30 proc.), Lech Kaczyński (13 proc.), ale też Włodzimierz Cimoszewicz (12 proc.), Tomasz Lis (9 proc.), Radosław Sikorski (8 proc.) oraz Zbigniew Ziobro (7 proc.).