Główny podejrzany w aferze podsłuchowej czy jej przypadkowa ofiara? Marek Falenta (38 l.), milioner oskarżany o podsłuchiwanie i nagrywanie rozmów rządowych VIP-ów przerywa milczenie! Twierdzi, że z aferą nie ma nic wspólnego, a służby specjalne wzięły go na celownik.
- Ja chciałem tylko sprzedawać węgiel tańszy o jedną trzecią od ceny rynkowej - tłumaczy w rozmowie z RMF FM Falenta. - Jestem na rynku od 17 lat, posiadam około 30 firm, zatrudniam dwa tysiące ludzi. Nie jestem samobójcą - przekonuje właściciel majątku wycenianego na 440 mln zł.
Falenta chciał zarobić na węglu
Dlaczego ABW wzięła go na swój celownik? Falenta uważa, że służby działają po omacku, a na jego niekorzyść działa fakt, że znał menedżera oskarżanego o dokonywanie nagrań oraz dziennikarza, które je zdobył. Poza tym jego biznes miał zagrażać interesom innych. - To sytuacja wywołana przez baronów węglowych, którzy kupują węgiel tanio i sprzedają bardzo drogo - mówi.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Super Expressu na e-mail
Śledczy są innego zdania. Jak informują media, Łukasz N. oraz Konrad L. (kelnerzy, którym postawiono zarzuty) mieli zeznać, że Falenta za nagrania zapłacił 105 tys. zł, a jego szwagier i wspólnik dołożył jeszcze 10 tys. zł oraz przekazał sprzęt do nagrywania polityków.