Marek Trendota (52 l.) z Mikołowa skorzystał z dozwolonej przepisami możliwości płacenia mniejszej składki na ZUS z tytułu pracy nakładczej. Teraz okazało się, że ZUS każe mu dopłacić blisko 50 tys. zł. Ludzi w podobnej sytuacji jest kilkadziesiąt tysięcy!
- Gdyby nie to, że wisi nade mną 50 tys. zł do spłaty, utrata domu, to można by się śmiać do rozpuku z tego idiotyzmu - irytuje się Marek Trendota.
Pan Marek w 2003 r. otworzył w Mikołowie mały sklepik odzieżowy. Przez dwa lata ledwo wiązał koniec z końcem. - Wtedy, w 2005 r., zgłosił się do mnie akwizytor firmy, która oferowała mi pracę nakładczą polegająca na klejeniu kopert - mówi pan Marek. - Zgodziłem się, bo to oznaczało, że podpisując z tą firmą umowę o pracę nakładczą, mogłem płacić znacznie mniejszą składkę zusowską.
Trendota złożył odpowiednią deklarację w chorzowskim oddziale ZUS i odtąd w portfelu zostawało mu nieco więcej grosza.
- Skorzystałem tylko z możliwości, którą w owym czasie oferowały przepisy - tłumaczy pan Marek. - Nie działałem wbrew prawu. Wykonywałem pracę nakładczą, miałem umowę, odprowadzano za mnie składkę na ZUS. A teraz okazuje się, że zrobiono ze mnie prawie przestępcę!
Pod koniec 2008 r. przepisy odnośnie pracy nakładczej zmieniły się i od tego czasu drobni przedsiębiorcy nie mogli już korzystać z możliwości płacenia mniejszej składki na ZUS.
- Wróciłem więc do płacenia pełnej składki - mówi Marek Trendota.
Minęło kilka miesięcy i nasz rozmówca otrzymał pismo z ZUS, z którego wynikało, że musi zapłacić zaległe składki w wysokości prawie 50 tys. zł, bo zdaniem ZUS wykonywał pracę nakładczą tylko po to, by płacić niższe składki.
- No przecież o to w tym chodziło, że jeśli mogłem sobie trochę dorobić, a przy okazji płacić mniejszy ZUS, i robić to zgodnie z przepisami, to na Boga jedynego, skorzystałem z tego! - irytuje się Trendota. - Jak można teraz robić z nas przestępców?!
ZUS na poczet swojej należności zajął już część hipoteki pana Marka.
Marek Trendota nie jest jedynym w podobnej sytuacji. Dotknięci żądaniami ZUS przedsiębiorcy powołali nawet do życia Stowarzyszenie Poszkodowanych Przedsiębiorców RP. Ślą listy do parlamentarzystów, chcą abolicji i nie zgadzają się z interpretacją przepisów, jaką przedstawia ZUS. - Nie poddamy się, bo to by oznaczało, że godzimy się z tą niesprawiedliwością - tłumaczy Trendota. - Jest wiele tysięcy osób w podobnej sytuacji, ale, jak widać, nikogo to nie obchodzi.
Pod koniec marca klub parlamentarny PO złożył w sejmie projekt ustawy abolicyjnej zakładający uwolnienie przedsiębiorców od zaległości zusowskich. Nowe przepisy jednak utknęły.
- Projekt jest w komisjach, podobno do końca roku ma być ta sprawa załatwiona - informuje Marek Trendota. - Ale zanim to nastąpi, sądy wydają wyroki korzystne dla ZUS i kolejne osoby stają się bankrutami.