Mieszka w ślicznym domu na wsi w woj. kujawsko-pomorskim. Jeździ luksusowym BMW X6. Rzutki, pomysłowy, zdecydowany. Mariusz K. jest nietuzinkową postacią w biznesie. Pracuje w firmie zatrudniającej 300 osób, która odniosła ogromny sukces i wciąż się rozwija. Jest jej dyrektorem generalnym i z tej racji ma firmową kartę kredytową bez limitu.
Pod koniec marca był służbowo w Poznaniu. Przyznaje, że wieczorem poszedł z dwoma kolegami zabawić się w nocnym klubie Cocomo. - Pamiętam trzy pierwsze szampany. Za ten trzeci nabito mi o tysiąc złotych więcej niż za poprzednie. Zwróciłem uwagę obsłudze. I tyle pamiętam... - mówi biznesmen. Podejrzewa, że do trunku coś mu dosypano, stracił przez to świadomość. - Jak następnego dnia doszedłem do siebie, okazało się, że zapłaciłem za 150 szampanów. Czy to jest w ogóle fizyczne możliwe, żebym tyle wypił? - złości się.
Zobacz: Nie pamiętam jak w klubie Go-Go wydałem 13 tys. zł!
Podobną przygodę przeżył w krakowskim go-go turysta ze Szwecji, który stracił 98 tys. zł. Po feralnej nocy zrobił sobie badanie i w jego krwi wykryto GHB - substancję zwaną pigułką gwałtu. Powtórne badanie już jej nie wykazało, bo środek ten rozkłada się po kilkunastu godzinach.
- Czuję się oszukany przez obsługę nocnego klubu - mówi Mariusz K. Po zawiadomieniu o przestępstwie, jakie złożył biznesmen, prokurator wystąpił o areszt dla pięciu osób zatrudnionych w poznańskim klubie go-go. Sąd nie wyraził na to zgody. Ale śledczy nie ustępują. - Prowadzimy postępowanie w sprawie oszustwa, to jest z art. 286 - mówi Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Zapytaliśmy biznesmena, czy żona wie o jego przygodzie i jak na to zareagowała. - Żony się nie bałem. Bałem się właściciela firmy - wyznał. Mariusz K. nie chciał odpowiedzieć, czy i w jaki sposób rozliczył się ze swoim szefem.