Do tej wstrząsającej zbrodni doszło w czwartek po południu. Kilka godzin wcześniej Mariusz L. wypisał się na własne życzenie ze szpitala, w którym był na odwyku narkotykowym. Około godz. 14.30 odebrał Milenkę z przedszkola. Zabrał ją na spacer do parku Brzeźnieńskiego w Gdańsku. Tam zaprowadził do poniemieckiego bunkra. Roztrzaskał córce głowę kamieniem. Jej zakrwawione ciało przypadkowo odkrył jeden ze spacerowiczów.
Mariusz L. tak zmasakrował córkę, że na widok zwłok twardzi śledczy płakali. Jeden z policjantów rozpoznał jednak zamordowane dziecko. Jego córka chodziła do tego samego przedszkola, co Milenka. Zabójca został zatrzymany bardzo szybko w mieszkaniu, które wynajmował. Szykował się już do ucieczki.
W sobotę został przesłuchany. - Złożył obszerne wyjaśnienia. Przyznał się do winy. Z tego, co mówił, można wysnuć, że winą za to, co zrobił, obarcza wcześniejsze spożywanie środków odurzających, z którymi miał problemy od jakiegoś czasu. Chodzi o marihuanę - poinformowała prokurator Ewa Burdzińska. - Zatrzymanemu został postawiony zarzut zabójstwa bez szczególnego okrucieństwa. Niewykluczone, że się to zmieni po otrzymaniu obszernej opinii na temat mechanizmu śmierci dziecka - dodała. Sąd w Gdańsku aresztował go na trzy miesiące.
Śledczy czekają też na wyniki badań krwi Mariusza L. Wykażą one, czy w chwili morderstwa był pod wpływem alkoholu lub narkotyków.
Mariusz L. urodził się na Kaszubach w okolicach Kościerzyny. Jego znajomi z młodzieńczych lat powiedzieli, że prowadził towarzyskie, ale raczej spokojne życie. Sytuacja zmieniła się na studiach w Słupsku. Zaczął mieć problemy z narkotykami. Kilka lat temu związał się z mieszkanką Gdańska. Żył z nią w konkubinacie. Pięć lat temu urodziła im się córka Milenka. Dwa lata temu matka dziewczynki postanowiła rozstać się z Mariuszem L. Policja nie miała sygnałów, żeby mężczyzna stosował przemoc wobec rodziny.
Sprawdź: Tragiczna historia z Gdańska. 31-letni ojciec uciekł z odwyku, a potem zabił swoją córkę