Marszałek lubi ciasteczka

2008-09-15 4:00

Marszałkowi województwa i jego podwładnym z pewnością nie grozi w pracy spadek poziomu cukru. Urząd ogłosił właśnie przetarg na dostawę słodyczy. Na smakowite ciasteczka o przeróżnych smakach przeznaczono prawie 80 tys. zł. Oczywiście, wszystko dla dobra petentów...

Ze specyfikacji przetargu wynika, że śląscy urzędnicy najbardziej gustują w delicjach, pieguskach i jeżykach. Jeśli chodzi o ich popicie, smak też mają wyrobiony. Nad urzędniczymi filiżankami rozchodzić się będzie aromat kawy Jacobs i herbaty Lipton. Żeby jednak kalorii nie było zbyt dużo, "służbowe" mleko może mieć najwyżej 2 procent tłuszczu. Jeśli komuś słodkości będzie już za dużo, pod ręką zostaną słone paluszki i woda mineralna.

- Zamawiając produkty spożywcze, musimy pogodzić zarówno jakość, jak i cenę - podkreśla Aleksandra Marzyńska, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach. - Jakość musi być odpowiednia do prestiżu urzędu. Z kolei cena jest istotna, gdyż musimy racjonalnie wydawać publiczne pieniądze - dodaje.

Urzędnicy zapewniają, że większość z zakupionych łakoci i tak nie zjedzą oni sami, lecz goście urzędu. W planach są dziesiątki konferencji, spotkań, debat i narad... A z pustym brzuchem trudno o czymkolwiek dyskutować.

O wiele mniejszym łasuchem niż marszałek, okazuje się urzędujący w tym samym gmachu wojewoda. Na artykuły spożywcze Śląski Urząd Wojewódzki przeznacza rocznie 24 tys. zł, czyli mniej więcej jedną czwartą tego, co marszałek. Szeregowi urzędnicy na darmowe ciacho szans nie mają. Łakocie są tylko dla gości.

W połowie stawki mieszczą się urzędy miast. W Katowicach na ciastka, kawy i herbaty idzie aż 50 tys. zł w skali roku. W tym samym okresie w Sosnowcu i Rudzie Śląskiej po 30 tys. zł.

- Jak by to wyglądało, gdyby delegacja zagraniczna siedziała przy pustym stole. No po prostu wstyd - przekonuje Rafał Łydek, naczelnik wydziału administracyjno-gospodarczego sosnowieckiego Ratusza. - A przy dobrym ciastku to i rozmowa lepiej się klei - dodaje.

Słysząc o tym, jak dogadzają sobie urzędnicy, Barbara (25 l.) i Izabela (32 l.) Golec z Katowic kręcą z de- zaprobatą głowami.

- Słodycze są bardzo drogie. My to raczej swoim dzieciakom jakieś zwykłe wafelki kupujemy, bo na bardziej wyszukane rzeczy nas nie stać - mówią zgodnie obie siostry. - Lepiej, żeby urzędnicy rozdali te ciacha dzieciom. To byłoby z pożytkiem da nich samych. Mają siedzącą pracę, a o linię trzeba dbać... - podkreślają kobiety.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki