W jesiennych wyborach do Sejmu naród wybierze partię rządzącą na najbliższe cztery lata. Kampania wyborcza jeszcze nie ruszyła, ale największe ugrupowania już zwierają szyki na bój o władzę.
Twardy orzech do zgryzienia ma partia Donalda Tuska, dla której poparcie co i rusz się waha. Ostatnio PO zanotowała lekki wzrost, ale PiS cały czas ją goni. Wiceprzewodniczący Platformy podkreślił w wywiadzie dla TOK FM, że spekulacje o rozłamie w PO są wyssane z palca.
Patrz też: Donald Tusk i Grzegorz Schetyna pogodzili się w kinie
- Jest natomiast problem z mobilizacją partii rządzącej. Nie mam żadnej armii ani w PO, ani nigdzie indziej – zaznaczył marszałek Schetyna. - Jeżeli PO nie będzie jednolita, zmobilizowana, to nie wygramy wyborów – dodał.
Wiceprzewodniczący ocenia, że Platforma sama sobie może zaszkodzić w wyborach, bo pamięta o zwycięstwie sprzed czterech lat.
- Musimy zbudować powszechną mobilizację, co nie jest proste, bo partia władzy najtrudniej się mobilizuje, najtrudniej się integruje. Ale będziemy to robić. Wiemy, jak bardzo to jest ważne, żeby mieć poczucie ciężkiej pracy i wielkiego wyzwania, a nie satysfakcji i samozadowolenia - ocenił.
Nie przesądza jednak finału walki o władzę. - Jak można mówić o czymś, co będzie za 10 miesięcy? Trzeba być kompletnym samobójcą. To jest najgorszy scenariusz, jaki może być (...) - podkreślił.
Wzbrania się przed oceną preferencji wyborczych Polaków. - Prosiłbym, że jak ktoś mówi w gazecie, że już nie będzie głosował na PO, to niech w drugim zdaniu powie, na kogo w takim razie będzie głosował w zamian? Na PiS? Na kogoś innego? Czy w ogóle nie będzie głosował? - zakończył.