O planach na przyszłość, tęsknocie za rodzicami, wsparciu dla stryja Jarosława i budowie monumentu ku czci zmarłego prezydenta Marta Kaczyńska opowiedziała w wywiadzie dla tygodnika „Uważam Rze”.
Córka Lecha i Marii Kaczyńskich ujawniła, że przegląda dokumenty zgromadzone przez prokuraturę ws. katastrofy i sama zajmie się analizą śledztwa.
- Do tej pory moim pełnomocnikiem w tym temacie był mój mąż, ale w tej sprawie najprawdopodobniej się rozstaniemy – zaznaczyła.
Patrz też: Dubieniecki: 250 tysięcy to za mało za Smoleńsk
- Kto tego chciał? Kto do tego dopuścił? Dlaczego? Moim zdaniem ktoś ma tę krew na rękach. To nie były same przypadki, to nie były siły bezosobowe. Dlaczego kontrolerzy lotów nie chcieli przyjmować samolotu, a ktoś w Moskwie ich przymusił? Dlaczego Paweł Plusnin, jeden z kontrolerów, mówił że chciał ich ratować, ale mu nie pozwolono? Kto nie pozwolił? - na te pytania Marta Kaczyńska wciąż nie usłyszała odpowiedzi.
Przyznaje, że po katastrofie społeczeństwo zostało podzielone, a swój udział miał w tym prezydent Bronisław Komorowski. - Moment, kiedy ten podział rozpoczęto, da się wskazać bardzo precyzyjnie - to była chwila, kiedy prezydent Komorowski zapowiedział usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. To było połamanie uczuć tych, którzy starają się o tej katastrofie pamiętać. Oczerniono ich, choć nie robią niczego złego - wspominają, modlą się - uznano za oszołomów – stwierdza.
Jedyna córka prezydenckiej pary żałuje, że mocniej nie wspierała stryja Jarosława w kampanii przed wyborami prezydenckimi. Tłumaczy jednak, że bała się zarzutów o wykorzystywanie tragedii smoleńskiej.
O wejściu w świat polityki nie mówi wprost. Sprawy Polski nie są jej jednak obojętne. Taką postawę wyniosła z rodzinnego domu. - Mówię to jako córka i jako osoba kochająca Polskę – mojemu tacie za jego zasługi dla kraju, za jego wieloletnią, bezinteresowną pracę dla Rzeczpospolitej należy się jego własny pomnik, niezależny od katastrofy – przekonuje.