- To była taka radosna, dobra dziewczyna - wspominają Martę najbliżsi. - Trudno uwierzyć, że jej już nie ma. Marta świata nie widziała poza swym ukochanym. Kiedy wydarzyła się tragedia, jechała właśnie się z nim zobaczyć. Gdy dotarła do feralnego przejazdu, zatrzymała się przed torami i wyjęła telefon komórkowy. Zadzwoniła do chłopaka. - Zaraz u ciebie będę! - rzuciła do słuchawki i rozłączyła się. Pociąg, który przepuszczała, już przejechał. Marta wcisnęła pedał gazu i jej ford mondeo wjechał na torowisko. Po chwili rozległ się przerażający huk. Auto dziewczyny zostało dosłownie zmiażdżone przez szynobus.
Zobacz: Wypadek we Wrocławiu: 8 osób w szpitalu po zderzeniu busa z Audi
Świadkami tragedii byli Artur Modrzejewski (24 l.) i Bartłomiej Leszczyk (25 l.). - Najpierw usłyszeliśmy gwizd szynobusu, po nim straszliwy huk, tak jakby maszynista w ostatniej chwili zobaczył wjeżdżające na torowisko auto i dopiero wtedy dał sygnał ostrzegawczy - mówią. Na miejscu błyskawicznie pojawiło się pogotowie. Zakrwawioną, nieprzytomną dziewczynę ratownicy z trudem wydobyli z auta. Pomimo godzinnej reanimacji nie udało się uratować jej życia.
W środę Martę pochowano na cmentarzu w wiosce pod Bogdańcem w Lubuskiem.
Czytaj: Wypadek w Częstochowie: Potrącił ich pociąg gdy zapalali znicz, by uczcić kolegę