Tego dnia Marysia wróciła późnym popołudniem od koleżanki.
- Siedziałyśmy jeszcze w salonie. Rozmawiałyśmy. Córka miała tylko iść do swojego pokoju po zeszyt, chciała mi coś pokazać - wspomina pani Monika. Tego, co wydarzyło się chwilę potem, nie sposób zrozumieć.
Dziewczynka wzięła dwa paski od szlafroka. Starannie je związała w gruby supeł. Przerzuciła przez drewnianą belkę pod sufitem. Stanęła na krześle, sznur założyła sobie na szyję i zacisnęła. Szybkim ruchem kopnęła krzesło Gdy do pokoju Marysi wbiegł 13-letni Michał, zaniepokojony hukiem upadającego mebla, Maria wisiała już pod sufitem.
- Szukaliśmy jeszcze noża, żeby ją odciąć. Ale na pomoc już było za późno - mówi pani Monika.
Pogrążona w żałobie mama nie ma wątpliwości, dlaczego jej ukochana córeczka targnęła się na życie. To wydarzenia sprzed paru lat zostawiły w jej psychice okrutne piętno.
W lutym 2009 r. Jan Sz. (32 l.) wdarł się do posiadłości taty Marysi - Arkadiusza Kisły (31 l.) i jego nowej partnerki Karoliny D. (28 l.). Z zimną krwią zastrzelił obydwoje. Morderca przez kilka dni ukrywał się, a w całej Polsce trwała gigantyczna obława na psychopatę. W końcu odnaleziono go w sąsiedniej wiosce, ale w trakcie zatrzymania mężczyzna strzelił sobie w głowę, zmarł w szpitalu.
PRZYPOMNIJMY TĘ SPRAWĘ: kto zabił ojca Marysi
- Nie otrzymaliśmy wtedy żadnego wsparcia psychologicznego. Nikt nie potrafił pomóc moim dzieciom, które po stracie ojca przeżyły traumę - mówi pani Monika, której jednak przez myśl nie przeszło, że córka żyje z bombą z opóźnionym zapłonem i po 4 latach zabije się z tęsknoty za tatą
Sprawą samobójstwa 12-latki zajęli się już leszczyńscy śledczy. - Wykluczyliśmy udział osób trzecich. Sprawdzamy wszystkie okoliczności, przesłuchujemy bliskich i znajomych rodziny - mówi Michał Smętkowski, zastępca prokuratora rejonowego.
Dziś na cmentarzu w Lesznie rodzina i znajomi po raz ostatni pożegnają Marysię