Na miejscu zginął 22-letni motorniczy tramwaju, dla którego to był pierwszy samodzielny kurs. 11 osób zostało rannych, w tym kilka ciężko. Tylko cud sprawił, że ofiar nie było więcej.
Dochodziła godzina 7 rano. Tramwaj linii 8 przejeżdżał przez centrum miasta.
Patrz też: Wodzinek, łódzkie: Nasz tatuś dostał pracę i zginął
- Spieszyłem się do pracy - mówi Wincenty Grygier (53 l.), jeden z rannych pasażerów. - Od miesiąca szukałem roboty. Wtorek miał być moim pierwszym dniem w nowej firmie. Nagle poczułem mocne uderzenie, kobiety zaczęły krzyczeć, ludzie zaczęli na siebie wpadać. Wybuchła panika - opowiada mężczyzna.
Na skrzyżowaniu alei Mickiewicza i alei Kościuszki z niewiadomych powodów tramwaj wyskoczył z szyn. Rozpędzony pojazd odbił w prawą stronę i z całym impetem uderzył w słup elektryczny stojący tuż obok przejścia dla pieszych i kiosku z prasą. Całe szczęście, że na chodniku nie było w tym miejscu pieszych.
Patrz też: Kłocko, łódzkie: Masakra. Trzej bracia i ich kolega zginęli na drodze
Siła uderzenia była potworna. Kabina motorniczego została dosłownie zmiażdżona. Prowadzący tramwaj Sylwester J. (†22 l.), który motorniczym został kilkanaście dni temu, nie miał żadnych szans na przeżycie. 11 pasażerów, w tym dwie kobiety w ciąży, zostało rannych. Poszkodowani trafili do kilku łódzkich szpitali. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Niektórzy pasażerowie, jak pan Wincenty, oprócz niegroźnych obrażeń doznali szoku.
- Nie czekałem na karetki, tylko uciekłem. Po drodze do domu zaczęła mnie jednak boleć głowa i ręka. Musiałem zgłosić się do szpitala, a tam okazało się, że ręka jest złamana, a głowa mocno potłuczona - opowiada mężczyzna.
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną tragedii. Świadkowie twierdzą, że tuż przed feralną "ósemką" przez skrzyżowanie przejeżdżał inny tramwaj, który skręcał w prawo. - Być może zwrotnica nie powróciła jeszcze na swoje miejsce - mówi Grzegorz Hawryszuk (36 l.) z łódzkiej drogówki.